ZAMACH
13 maja 1981 r.
 
Relacja ks. Stanisława Dziwisza:
ego dnia Ojciec Święty jadł obiad z profesorem Lejeune i jego małżonką i jeszcze jednym zaproszonym. Audiencja zaczęła się punktualnie, w największym spokoju. (...) Podczas gdy Ojciec Święty po raz drugi okrążał plac i zbliżał się do Bramy Spiżowej....
uk był ogłuszający. Naturalnie szybko zrozumiałem, że ktoś strzelał. Ale kto? I zobaczyłem, że Ojciec Święty został zraniony. Chwiał się, ale nie było widać ani krwi, ani ran. Zapytałem: ,,Gdzie?'' Odpowiedział:<W brzuch>. Spytałem jeszcze: ,,Czy bardzo boli?'', a on powiedział: - <Tak>.
(...) Ojciec Święty po swoim wyborze powiedział w rozmowie, że gdyby któregoś dnia potrzebował leczenia, pójdzie do szpitala jak każdy zwykły człowiek i że szpitalem mogłaby być poliklinika Gemelli.
(...) jciec Święty nie patrzył na nas. Oczy miał zamknięte, bardzo cierpiał i powtarzał krótkie modlitwy w formie aktów strzelistych. O ile pamiętam, to najczęściej: <Maryjo, Matko moja! Maryjo, Matko moja!> (...) Nie jest prawdą, że miał powiedzieć: <Dlaczego ja?> czy że sformułował jakiś wyrzut. Nic podobnego. Nie wymówił ani słowa rozpaczy czy urazy, jedynie słowa głębokiej modlitwy, płynącej z wielkiego cierpienia.
Później Ojciec Święty powiedział mi, że zachował przytomność aż do przyjazdu do szpitala i tam dopiero ją stracił. Przez cały czas był przekonany, że jego rany nie są śmiertelne.
 
Do sali operacyjnej ks. Stanisław wszedł za Papieżem.
 
odczas przygotowań, doktor Buzzonetti powiedział, że stan rannego jest bardzo poważny. Ciśnienie straszliwie spadło i puls prawie niewyczuwalny. Wszyscy obawiali się najgorszego. Trzeba więc było udzielić sakramentu chorych. Udzieliłem go na sali, przed samą operacją. Ale Ojciec Święty był już nieprzytomny. Nadzieja wracała stopniowo w czasie operacji. Początkowo byliśmy przerażeni. Potem, z chwili na chwilę, okazywało się, że żaden z ważnych dla życia narządów nie został naruszony i że istnieje szansa przeżycia. (...) Operował profesor Cruciti, asystowali mu: profesor Corrado Manri, reanimator, kardiolog doktor Manzoni, internista doktor Breda i lekarz z Watykanu. Operacja trwała pięć godzin i dwadzieścia minut.
(...) Pamiętam, że nazajutrz po zamachu jego (Papieża - przyp. red.) pierwszym pytaniem po odzyskaniu przytomności było:
<Czy odmówiliśmy kompletę?> (...)
(...)25 maja doszło nowe cierpienie: kardynał Wyszyński umierał. 25 maja o pół do pierwszej ostatnia rozmowa telefoniczna z prymasem Polski, który prosił Ojca Świętego o błogosławieństwo. Papież odpowiedział, błogosławiąc jego <usta i ręce'' jakby po to, aby aprobować i potwierdzić wszystko, co kardynał powiedział i zrobił przez całe życie.
(...)ardynał Wyszyński zmarł 28 maja.
(...) niedzielę przez radio towarzyszył pogrzebowi kardynała Wyszyńskiego, a potem swoją Mszę odprawił w tym samym czasie, kiedy odprawiała się Msza w Polsce.
(...) 3 czerwca lekarze pozwolili Ojcu Świętemu wrócić do Watykanu.
(...)iał się dobrze, ale oczywiście odczuwał jeszcze swoje rany, także palca i łokcia oraz zęba złamanego podczas narkozy, ku wielkiemu strapieniu lekarzy.
(...) iły jednak nie wracały, a od 10 czerwca gorączka skakała, podnosząc się nagle do 39,5 st. i równie nagle spadając, a przyczyny nie udawało się wykryć.
(...)warz Papieża była szara i wychudzona, nos zaostrzony, a oprawie czarno podkrążone oczy zrobiły się niesamowicie zielone, nie patrzyły na nikogo i wyrażały już tylko nieobecność.
(...) 20 czerwca trzeba było wrócić do szpitala na nowe badania. (...) I wtedy profesor Sanna wykrył i wyizolował cytomegalowirusa, przyczynę wszystkiego złego. (...) Tego samego dnia stwierdzono pewna poprawę, ale następnie zapalenie opłucnej znowu sprawę skomplikowało.
(...)iędzy 15 a 16 lipca gorączka opuściła chorego, a wirus -- jak się zdaje -- razem z nią. Zraniony palec sam wracał do zdrowia. Podczas operacji nie zajmowano się nim specjalnie. Lekarze mieli zamiar go amputować. Tymczasem zwykła szyna i te lekarstwa, jakie zażywał na poprawienie stanu ogólnego, wystarczyły do wyleczenia palca. A przecież drugi staw został zniszczony. Teraz palec jest w zupełnym porządku.
5 sierpnia Papieża poddano operacji, która po kolostomii wyłączającej wykonanej po zamachu, przywróciła chorego do normalnego stanu. 14 sierpnia Ojciec Święty wrócił do Watykanu, a 15 sierpnia po obchodach święta Wniebowzięcia Matki Bożej, na które na Plac Świętego Piotra przybyła niespotykana o tej porze roku liczba wiernych, Papież udał się na rekonwalescencję do Castel Gandolfo.
                        Andre Frossard, ,,Nie lękajcie się''
                        - Rozmowy z Janem Pawłem II,
                        Liberia Editrice Vaticana
 
    W chwili kiedy padałem na placu świętego Piotra,
    miałem wyraźne przeczucie, że wyjdę z tego. Ta pewność nigdy mnie nie opuściła. nawet w najgorszych chwilach bądź po pierwszej operacji, bądź w czasie choroby wirusowej.
                  Andre Frossard, ,,Nie lękajcie się'' -
                  rozmowy z Janem Pawłem II,
                  Liberia Editrice Vaticana
 
arę lat później papież, który dawno przebaczył, poszedł odwiedzić człowieka, który próbował go zabić. W rzymskim więzieniu Rebibbia Ali Agca robił honory pana celi: ,,Oto moje mieszkanie''. powiedział z odcieniem ironii i więcej nic nie usłyszano; obecna tam telewizja stała się nagle głucha i niema. Ali Agca (...) zaprowadził swego gościa w głąb pomieszczenia, podczas gdy kamery pozostały w progu, i zajęli miejsca - Papież na fotelu, on na krześle. Spotkanie trwało prawie pół godziny, w niemal całkowitym bezruchu. Papież trzymał swego rozmówcę za ramię, jakby chciał go przyciągnąć do siebie. Schylony Ali Agca mówił mu coś do ucha i nie było widać jego twarzy, zasłoniętej przez profil tego, który może był w tym momencie jego spowiednikiem.
              Andre Frossard ,,Portret Jana Pawła II,
              Wyd. ZNAK, Kraków 1990
 
Od czasu zamachu na Placu Św. Piotra w Rzymie datuje się zwyczaj obwożenia Papieża w szklanej klatce, która go irytuje:
- <Wszystkie te środki ostrożności są daremne> - powiada pewnego dnia przy stole.
- Kiedy wychodzę ubrany na biało, stanowię cel, którego nie da się chybić..>
Pewna polska dama, której małżeństwo błogosławił niegdyś w Krakowie, bierze w obronę i ostrożność,
i klatkę:
- Zmniejsza ona ryzyko. Nic na to nie poradzimy, że lękamy się o Waszą Świątobliwość.
Na to on, udając, że to ostatnie wyrażenie zrozumiał dosłownie i bez wielkich liter:
- <Ja też> - powiada - <niepokoję się o swoją świątobliwość>.

| WADOWICE | KRAKÓW - 1 | RZYM | NIEGOWICI | KRAKÓW-2 | INAUGURACJA |

| PIELGRZYM | ZAMACH | PACJENTKANONIZACJE | ENCYKLIKI | STRONA GŁÓWNA ||