Ojciec Święty JAN PAWEŁ II
261 następca św. Piotra
opowiada o swoim życiu

 

    iadomo, jak wiele dla rozwoju ludzkiej osobowości i charakteru znaczą pierwsze lata życia, lata dziecięce, a potem młodzieńcze. Te właśnie lata łączą się dla mnie nierozerwalnie z Wadowicami,z tym miastem, które nosiło wówczas dumny herb: ,,królewskie wolne miasto Wadowice''. A także i z tą okolicą. Z rzeką Skawą. Z pasmami Beskidów...
 
Wadowice (1920 - 1938)
 
odobno mój pradziadek i dziadek rodem z Czańca (nad Sołą koło Kęt - przyp. red.) był (...) przewodnikiem kalwaryjskim.
 
    Bielsko - Białą związany byłem od wczesnego dzieciństwa, gdyż w Białej urodził się mój Ojciec, tutaj i w okolicach mieszkali moi krewni, a w bielskim szpitalu pracował mój starszy brat - lekarz i tam też zmarł , służąc chorym. Potem doszły związki innego rodzaju, wynikające z mojej posługi biskupiej w Kościele krakowskim, który jeszcze do niedawna obejmował Białą, aż po rzekę Białkę.
iedy patrzę wstecz, widzę, jak droga mojego życia poprzez środowisko tutejsze,
poprzez parafię,poprzez moją rodzinę, prowadzi mnie do jednego miejsca, mianowicie do
chrzcielnicy w wadowickim kościele parafialnym. Przy tej chrzcielnicy zostałem przyjęty do łaski synostwa Bożego i wiaryOdkupiciela mojego, do wspólnoty Jego Kościoła w dniu
20 czerwca 1920 roku.
    oje lata dziecięce i chłopięce zostały
    wnet naznaczone utratą osób najbliższych. Naprzód
    matki (Emilia Wojtyła,z d. Kaczorowska, ur. 28 III 1884 -
    zm. 13 IV 1929 - przyp. red.), która nie doczekała dnia mojej pierwszej Komunii świętej. Ona chciała mieć dwóch synów: lekarza i księdza;mój brat (Edmund Wojtyła, ur. 27 VIII 1906 - zm. 4 XII 1932- przyp. red.) był lekarzem,
    a ja mimo wszystko zostałem księdzem. Siostry (Olga Wojtyła- przyp. red.), która urodziła się na kilka lat przed moim przyjściem na świat (18 V 1920 r.), nie znałem, zmarła bowiem wkrótce po urodzeniu.
 
a moich czasów (w Wadowicach) były tylko nazaretanki. Nawet tam zachodziłem w takim wieku, kiedy się jeszcze o człowieku mówi ,,maluch’’.
wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt
gorliwym. Moja matka już nie żyła... Mój ojciec (Karol Wojtyła, ur. 18 VII 1879 - zm. 18 II 1941
- przyp. red.), spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: ,,Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się dosyć do Ducha Świętego. Powinieneś się modlić do Niego''. I pokazał mi jakąś modlitwę. (...) (...)Była to ważna lekcja duchowa, trwalsza i silniejsza niż wszystkie, jakie mogłem wyciągnąć w następstwie lektur czy nauczania, które odebrałem.
Z jakim przekonaniem on do mnie mówił! Jeszcze dziś słyszę jego głos. Rezultatem tej lekcji
z dzieciństwa jest moja encyklika o Duchu Świętym (Dominum et vivificantem, 18 V 1986 r.
- przyp. red.).
kościele parafialnym pamiętam boczna kaplicę Matki Bożej Nieustającej Pomocy, do której rano przed lekcjami ciągnęli gimnazjaliści. Potem z kolei w godzinach popołudniowych, po zakończonych lekcjach, ten sam pochód uczniów szedł do kościoła na modlitwę. Prócz tego w Wadowicach był Karmel, klasztor na Górce, czasem swego powstania związany z postacią św. Rafała Kalinowskiego. Wadowiczanie licznie uczęszczali do tego klasztoru, a to oznaczało związanie się z tradycją karmelitańskiego szkaplerza. Ja też zapisałem się do szkaplerza mając chyba 10 lat i do dzisiaj ten szkaplerz noszę.
 
amiętam (...) szkołę podstawową
w Wadowicach, gdzie w klasie co najmniej 1/4 uczniów stanowili chłopcy żydowscy. Trzeba by tutaj wspomnieć
o mojej koleżeńskiej przyjaźni z jednym z nich, to znaczy
z Jerzym Klugerem. Trwa ona od ławy szkolnej do dnia dzisiejszego. Mam żywo przed oczyma obraz Żydów podążających w dzień sobotni do synagogi, która znajdowała się na zapleczu naszego gimnazjum.
 
 
ielu księży przeszło przez Wadowice, bo parafia duża, zawsze było księży kilku. Zawsze też z rozrzewnieniem wspominam zmarlych tutejszych kapłanów, zwłaszcza śp. księdza prałata Leonarda Prochownika, który tu wiele lat był proboszczem, moich katechetów zmarłych, śp. Księdza Pawelę, księdza Rosponda, księdza Włodygę. Wspominam - wspominam wszystkich.
 
rzed wojną była tutaj (w Wadowicach) również znakomita orkiestra (...) Dwunastego Pułku Piechoty.
 
yślą i sercem wracam nie tylko do domu, w którym się urodziłem, obok kościoła (przy ul. Kościelnej 4 - przyp. red.) (...) ale również do szkoły podstawowej tutaj w rynku - w tym budynku, w którym równocześnie mieścił się magistrat miasta Wadowic, z kolei do gimnazjum wadowickiego imienia Marcina Wadowity, do którego uczęszczałem.(lata 1931 - 1938 - przyp. red) Znajdowało się ono (...) przy ulicy Mickiewicza, i do dzisiaj tam się znajduje. (...) Wtedy to gimnazjum imienia Marcina Wadowity, do którego potem dołączyło się żeńskie, imienia Michaliny Mościckiej, było szkołą o bardzo dużym zasięgu terytorialnym. Mieliśmy kolegów i z Kalwarii. i z Andrychowa, i z Zatora, i ze Suchej, bo tam nie było szkół średnich, a teraz wszędzie są. Pamiętam też, że to stare i zasłużone wadowickie gimnazjum, jedno z najstarszych w tym rejonie Polski, obchodziło swoje stulecie w roku Tysiąclecia Chrztu Polski. (...) Ja jeszcze należałem do tego pokolenia, które chodziło do ośmioklasowego gimnazjum. (...) Niektórzy spośród moich rówieśników, tych zwłaszcza, z którymi zdawaliśmy wspólnie maturę w roku 1938, jeszcze tutaj przebywają.
 
ierwszy raz wszedłem w mury Collegium Maius jako dziesięcioletni uczeń szkoły podstawowej, aby uczestniczyć w promocji doktorskiej mojego starszego brata, absolwenta Wydziału Lekarskiego UJ. Do dzisiaj mam w oczach tę uroczystość w auli uniwersyteckiej.
 
ój brat, Edmund,zmarł u progu samodzielności zawodowej, zaraziwszy się jako młody lekarz ostrym wypadkiem szkarlatyny, co wówczas (1932 rok) przy nieznajomości antybiotyków było zakażeniem śmiertelnym. Są to wydarzenia, które głęboko wyryły się w mej pamięci - śmierć brata chyba nawet głębiej niż matki, zarówno ze względu na szczególne okoliczności, rzec można tragiczne, jak też z uwagi na moją większą już wówczas dojrzałość. Liczyłem w chwili jego śmierci 12 lat. Tak więc stosunkowo szybko stałem się częściowym sierotą i ,,jedynakiem''. Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełnienia własnych obowiązków. Ten mój ojciec, którego uważam za niezwykłego człowieka, zmarł - prawie że nagle - podczas drugiej wojny światowej i okupacji, zanim ukończyłem dwudziesty pierwszy rok życia.
 
igdy nie mówiliśmy ze sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego Ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium.
 
iedy byłem w gimnazjum, Książę Adam Stefan Sapieha, Arcybiskup Metropolita Krakowski wizytował naszą parafię w Wadowicach. Mój katecheta, ks. Edward Zacher zlecił mi zadanie przywitanie Księcia Metropolity. Miałem więc po raz pierwszy w życiu sposobność, ażeby stanąć przed tym człowiekiem, którego wszyscy otaczali wielką czcią.
 
    okresie kończenia szkoły średniej i rozpoczynania studiów wyższych różne osoby z mego otoczenia myślały, że wybiorę powołanie kapłańskie. Natomiast ja sam w tym okresie urobiłem sobie przekonanie, że powinienem pozostać świeckim chrześcijaninem. Owszem, myślałem o możliwościach świeckiego zaangażowania w życie Kościoła i społeczeństwa.
    Myśl o kapłaństwie raczej dość zdecydowanie odsuwałem.
 
eżeli młody człowiek o tak wyraźnych skłonnościach religijnych nie szedł do seminarium, to mogło to rodzić domysły, ze wchodzi tu w grę sprawa jakichś miłości czy zamiłowań. Miałem w szkole wiele koleżanek i kolegów, byłem związany z pracą w szkolnym teatrze amatorskim, ale nie to było decydujące. W tamtym okresie decydujące wydawało mi się nade wszystko zamiłowanie do literatury, a w szczególności do literatury dramatycznej i do teatru. Zamiłowaniu do teatru dał początek starszy ode mnie polonista Mieczysław Kotlarczyk. Był on prawdziwym pionierem amatorskiego teatru o wielkich ambicjach repertuarowych.
 
maju 1938 roku zdałem egzamin dojrzałości i zgłosiłem się na Uniwersytet, na filologię polską...

| WADOWICE | KRAKÓW - 1 | RZYM | NIEGOWICI | KRAKÓW-2 | INAUGURACJA |

| PIELGRZYM | ZAMACH | PACJENTKANONIZACJE | ENCYKLIKI | STRONA GŁÓWNA ||