| Kraków (1938 - 1946) |
|
|
ył
t o pierwszy piątek miesiąca. Przyszedłem na Wawel, aby się wyspowiadać.
Katedra była pusta. To był chyba ostatni raz, kiedy mogłem do niej swobodnie
wejść. Została później zamknięta, a Zamek Królewski na Wawelu stał się
siedzibą generalnego gubernatora Hansa Franka.
prawdzie
profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego usiłowali rozpocząć nowy rok
akademicki, ale zajęcia trwały tylko do 6 listopada 1939 roku. W tym dniu
władze niemieckie zwołały wszystkich profesorów na zebranie, które zakończyło
się wywiezieniem tych czcigodnych ludzi nauki do obozu koncentracyjnego
w Sachsenhausen.
|
by
uchronić się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, jesienią roku
1940 zacząłem pracę jako robotnik fizyczny w kamieniołomie, związanym z
fabryką chemiczną Solvay. Razem z kilkoma moimi kolegami ze studiów.
racowałem
w kamieniołomie, tzw. ,,wapienniku'', który dostarczał materiału do wielkiej
fabryki sody w dzielnicy Krakowa, która nosiła nazwę Borek Falęcki.
roku 1941 zmarł mój Ojciec, a było to 18 lutego. Wróciłem
z pracy do domu i zastałem Ojca martwego. Właśnie w tym czasie rodzina
Kydryńskich okazała mi wiele troskliwości, a ich przyjaźń była dla mnie
ogromna pomocą. Poszerzała się ona jeszcze na inne rodziny, w szczególności
na mieszkającą na ul. Księcia Józefa rodzinę państwa Szkockich.
|
|
eśli
ów jeden rok normalnych przedwojennych studiów, jeden rok uczestniczenia
w życiu społeczności najstarszego w Polsce uniwersytetu, wywarł niewątpliwie
głęboki wpływ na całą moją młodą osobowość - to nie obawiam się powiedzieć
z całym przekonaniem, że kolejne cztery lata pracy fizycznej, okres uczestniczenia
w wielkiej społeczności robotniczej, stały się dla mnie szczególnym darem
Opatrzności. Nauczyłem się cenić ten okres i związane z nim doświadczenie
bardzo wysoko. Nieraz mówiłem, że warte ono może więcej od doktoratu (chociaż
dla nauki i stopni naukowych żywię wielki szacunek).
parę miesięcy po śmierci ojca przeszedłem z kamieniołomu
do pracy w samej fabryce, na tzw. oczyszczalnię wody przeznaczonej dla
kotłowni.
tamtym okresie pozostawałem w kontakcie z teatrem słowa ,
który stworzył Mieczysław Kotlarczyk i był jego animatorem w konspiracji.
Początki tego teatru wiążą się z moim mieszkaniem, do którego Kotlarczyk
wraz z żoną Zofia wprowadził się po przedarciu z Wadowic do Generalnej
Guberni. Mieszkaliśmy razem (...). Zachowanie tajności wokół tych teatralnych
spotkań było nieodzowne, w przeciwnym razie groziły nam surowe kary ze
strony władz okupacyjnych - najprawdopodobniej wywózka do obozu koncentracyjnego.
dpowiedzialni
za kamieniołom, którzy byli Polakami, starali się nas, studentów, ochraniać
od najcięższych prac. Tak więc, na przykład, przydzielono mnie do pomocy
tak zwanemu strzałowemu. Nazywał się on Franciszek Łabuś. Wspominam go
dlatego, że nieraz tak się do mnie odzywał: ,,Karolu, wy to byście poszli
na księdza. Dobrze byście śpiewali, bo macie ładny głos i byłoby wam dobrze...''
tym też okresem łączy się zasadnicza decyzja w sprawie mojego
powołania. Stało się dla mnie jasne, że Chrystus powołuje mnie do kapłaństwa.
Nie było to dla mnie jasne w chwili zdawania matury - stało się jasne stopniowo
w okresie pomiędzy śmiercią mojego Ojca (II 1941) a jesienią 1942 r. W
tym samym okresie, pracując fizycznie, równocześnie kontynuowałem - na
tyle, na ile było to możliwe w warunkach terroru okupacyjnego - moje zamiłowania
związane z literaturą dramatyczną. Świadomość powołania kapłańskiego ukształtowała
się pośród tego wszystkiego jako fakt wewnętrzny, całkowicie dla mnie przejrzysty
i jednoznaczny. Zdawałem sobie sprawę z tego, od czego odchodzę, jak też
i z tego, ku czemu mam dążyć,
,,nie oglądając się wstecz''.
|
esienią
roku 1942 powziąłem decyzję wstąpienia do Krakowskiego Seminarium Duchownego,
które działało w konspiracji. (...) Rozpocząłem studia na Wydziale Teologicznym
Uniwersytetu Jagiellońskiego, który także działał w konspiracji, pracując
nadal fizycznie jako robotnik w Solvayu.
|
racając
jeszcze do okresu przed pójściem do seminarium, nie mogę pominąć jednego
środowiska i jednej parafii, która w tym okresie dala mi bardzo wiele.
Jest to mianowicie środowisko mojej parafii pod wezwaniem św. Stanisława
Kostki na Dębnikach w Krakowie. Parafia ta była prowadzona przez księży
salezjanów, których pewnego dnia hitlerowcy zabrali do obozu koncentracyjnego
(...). W parafii była osoba wyjątkowa: chodzi tu o Jana Tyranowskiego.
Był z zawodu urzędnikiem, chociaż wybrał pracę w zakładzie krawieckim swego
ojca. (...) Był człowiekiem niezwykle głębokiej duchowości. (...) Od niego
nauczyłem się między innymi elementarnych metod pracy nad sobą, które wyprzedziły
to, co później znalazłem w seminarium. (...)
|
ciągu tych wszystkich lat moim spowiednikiem i bezpośrednim
kierownikiem duchowym był ks. Kazimierz Figlewicz. Zetknąłem się z nim
po raz pierwszy jako uczeń pierwszej klasy gimnazjum w Wadowicach. Ks.
Figlewicz, jako wikary parafii wadowickiej, uczył nas wtedy religii. (...)
Kiedy odszedł z Wadowic do Katedry Wawelskiej, miałem z nim w dalszym ciągu
kontakt. (...) Kiedy po maturze przeniosłem się z moim Ojcem do Krakowa,
podjąłem na nowo kontakty z ks. Podkustoszem katedralnym, taka była bowiem
funkcja ks. Figlewicza. Chodziłem do niego do spowiedzi i często spotykałem
się z nim w czasie okupacji.
|
amiętam,
że w czasie okupacji często przychodziłem do kaplicy (prywatnej kaplicy
Arcybiskupów Krakowskich), aby w godzinach porannych służyć jako kleryk
do Mszy św. Księciu Metropolicie. Pamiętam także, iż przez pewien czas
przychodził ze mną inny konspiracyjny kleryk - Jerzy Zachuta. Pewnego dnia
nie przyszedł. Kiedy po Mszy św. zaszedłem do jego mieszkania na Ludwinowie
(sąsiedztwo Dębnik), dowiedziałem się, że w nocy został zabrany przez Gestapo.
Wkrótce potem jego nazwisko znalazło się na liście Polaków przeznaczonych
do rozstrzelania.
|
rzygotowywałem
się do egzaminów, studiując w czasie wolnym od pracy, a także - o ile było
to możliwe - w czasie pracy w fabryce.
|
ten sposób, konspiracyjny, (...) ukończyłem dwa pierwsze
lata, to znaczy te, które w curriculum studiów poświęcone są filozofii.
Lata następne - 1944 i 1945 - łączyły się ze studiami na Uniwersytecie
Jagiellońskim (...).
|
tym wielkim i straszliwym theatrum drugiej wojny światowej wiele zostało
mi zaoszczędzone. Przecież każdego dnia mogłem zostać wzięty z ulicy, z
kamieniołomu czy z fabryki i wywieziony do obozu. Nieraz nawet zapytywałem
samego siebie: tylu moich rówieśników ginęło, a dlaczego nie ja? Dziś wiem,
że nie był to przypadek. (...) Nie mogę zapomnieć dobra doznawanego w tamtym
trudnym okresie od ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze: zarówno
z mojej rodziny, jak też wśród moich znajomych i kolegów.
|
ako
alumn krakowskiego Seminarium Duchownego mogłem w tych pierwszych latach
powojennych uczestniczyć w życiu społeczności akademickiej Uniwersytetu,
byłem nawet przez pewien czas wiceprezesem Bratniej Pomocy Studentów UJ,
czyli, jak to się powinno mówić: ,,Bratniaka''.
|
|
|
całej naszej formacji i przygotowaniu do kapłaństwa
w szczególny sposób zaznaczyła się wielka postać Księcia Metropolity, późniejszego
Kardynała Adama Stefana Sapiehy, którego wspominam ze wzruszeniem i wdzięcznością.
owołanie
moje zawsze miało przede wszystkim charakter ,,czynny. Był taki okres
w mojej młodości, w którym myślałem o ewentualnej zmianie tego kierunku,
ale moje kontakty z Karmelem nie doprowadziły do tej zmiany. W ostateczności
zadecydował o tym mój biskup - wspomniany metropolita krakowski, kardynał
Sapieha - sam jednak również nie czułem dostatecznego pokrycia na to, aby
zmienić kierunek powołania.
oje
święcenia kapłańskie miały miejsce w dniu, w którym zwykle tego sakramentu
się nie udziela. (...) Przyjmowałem święcenia sam, w prywatnej kaplicy
Biskupów Krakowskich. (...) W tej ceremonii uczestniczyła niewielka grupa
moich krewnych i przyjaciół.
|
![]() |
związku z tym, że święcenia kapłańskie otrzymałem
w Uroczystość Wszystkich Świętych, wypadło mi odprawić Mszę św. prymicyjną
w Dzień Zaduszny, 2 listopada 1946 roku. W tym dniu każdy kapłan może odprawić
trzy Msze św. i dlatego też te moje Prymicje miały charakter ,,troisty''.
Odprawiłem te trzy Msze św. w krypcie św. Leonarda, która stanowi część
wcześniejszej tzw. Hermanowskiej Katedry Biskupiej w Krakowie na Wawelu.
Obecnie krypta św. Leonarda należy do całości grobów królewskich.
tych wawelskich Prymicjach uczestniczyło niewiele osób. Pamiętam,
że była obecna moja chrzestna matka, starsza siostra mojej rodzonej Matki,
Maria Wiadrowska. Pamiętam też, że do Mszy św. służył mi Mieczysław Maliński.
otem
miały miejsce inne prymicje, najpierw w kościele parafialnym pod wezwaniem
św. Stanisława Kostki na Dębnikach, a w następną niedzielę w kościele parafialnym
pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach. Odprawiałem
także Msze św. przy Konfesji św. Stanisława w Katedrze Wawelskiej dla środowiska
Teatru Rapsodycznego oraz podziemnej organizacji ,,Unia, z którą byłem
związany w czasie okupacji.
od
koniec listopada nadszedł czas wyjazdu do Rzymu. (...) Wyjeżdżaliśmy razem
ze Stanisławem Starowieyskim, moim młodszym kolegą, który miał odbyć w
Rzymie całe studia teologiczne.
|
| WADOWICE | KRAKÓW - 1 | RZYM | NIEGOWICI | KRAKÓW-2 | INAUGURACJA |
| PIELGRZYM | ZAMACH | PACJENT | KANONIZACJE | ENCYKLIKI | STRONA GŁÓWNA ||